Indonezja I Singapur. To dwa sąsiadujące z sobą kraje, które rożni prawie wszystko. Napisałbym, że wszystko, ale są podobne elementy w obu krajach. Ten sam klimat, podobne jedzenie czy też obecność czterech wielkich religii.
Pomimo, że oba kraje dzieli od siebie jedynie wąska cieśnina Singapur i odległości od Singapuru do wyspy Batam w Indonezji to jedynie piętnaście kilometrów, to przepłynięcie z jednego kraju do drugiego to jak podróż do zupełnie innego wymiaru.
Singapur to wzór porządku, czystości, doskonałego planowania na lata do przodu, a Indonezja to wieczny freestyle, wszechobecny chaos oraz kraina niedociągnięć i luźnych ram czasowych. Jednym z pierwszych fenomenów lingwistycznych w Indonezji było odkrycie przeze mnie słowa ‘besok’ które może oznaczać nie tylko polskie słowo ‘jutro’, ale również jakikolwiek moment w przyszłości. Jutro, Za tydzień czy za rok może być luźno określone terminem ‘besok’. Przez lata swojego pobytu na archipelagu Indonezji nie mogłem się przyzwyczaić, ze obiecane ‘jutro’, nigdy nie było tym jutrem, które ja znalem.
Mieszkając w Singapurze, często zauważam, że miasto to ogólnie żyje w pospiechu. Ludzie szybko chodzą, szybko pracują i ogólnie rzecz biorąc starają się wszystko robić jak najszybciej się da. Indonezja to z drugiej strony kraina relaksu i wleczącego się czasu. Nikogo nie dziwi fakt, że spotkanie biznesowe zamiast zacząć się o obiecanej dziewiątej, zaczyna się pól do jedenastej, lub ze zamówiony posiłek w restauracji zajmuje tyle jakby był dowożony z drugiego krańca miasta. To jest normalne dla każdego Indonezyjczyka. Wszystko w życiu musi trwać i nikogo to nie dziwi. Wręcz niekulturalnym jest bycie na czas, ponaglanie lub szybkie przechodzenie do sedna rozmowy biznesowej od razu, bez poznawania się, podyskutowania o tym i owym. Indonezyjczycy mają czas i lubią się nim delektować. Nie tak jak my lub ich sąsiedzi z Singapuru.
O ile przeprowadzka do Singapuru to swego rodzaju miękkie lądowanie dla każdego Europejczyka lub ogólnie rzecz biorąc, osobnika lub osobniczki spoza tego kraju, to zamieszkanie w Indonezji to nie tylko twarde lądowanie, ale i prawie skok z zepsutym spadochronem.
Singapur jest prosty, ułożony i przejrzysty. Od samego początku wiadomo co potrzeba do otrzymania wizy uprawniającej do pobytu w tym kraju, miejscowego prawa jazdy czy otwarcia konta bankowego. Wszystkie wymagane dokumenty są opisane, wypunktowane i generalnie wiadomo co i jak.
W Indonezji cały ten proces to wielkie wyzwanie i nigdy nie wiadomo o co możemy zostać poproszeni. Będąc w Indonezji prawie 15 lat, przez pierwsze dziesięć lat przedłużałam swój roczny pobyt wielokrotnie i za każdym razem musiałem produkować dodatkowe dokumenty. W każdym roku podczas wizyty w urzędzie imigracyjnym wykonywano mi fotografie i pobierano odciski palców, tak jakby te ostatnie co rocznie się zmieniały. Gąszcz prawny był, jest i pewnie nadal będzie tak zawiły, ze prawie każdy obcokrajowiec korzysta z pomocy agentów, którzy przez lata wydreptali sobie ścieżki i są w stanie załatwić karty pobytu i inne potrzebne dokumenty i pozwolenia o wiele szybciej. Oczywiście za odpowiednia oplata.
I tak właśnie wygląda w Indonezji kontakt z większością urzędów w obydwu krajach. Singapur to proste zasady, jasno opisane, bez zawiłości i szansy na korumpowanie. Urzędnicy są mili i pomocni. Ale większość rzeczy trzeba samemu wyczytać, poszukać i wiedzieć co, gdzie i jak. Nikt nikogo w Singapurze nie ma zamiaru niańczyć. Nie zabiera to długo i pewnie dlatego wielu obcokrajowców nie narzeka wcale lub prawie wcale na działalność miejscowych urzędów. Warto natomiast wspomnieć ze jasność zasad i reguł, oraz to, że Singapurczycy bardzo dobrze umieją się dostosować do tych reguł, powoduje ze czasami trudno o mały limit giętkości, zwłaszcza w przypadkach, które są wyjątkowe i nie wpisują się w listę dozwolonych lub rekomendowanych przez rząd rozwiązań.
Indonezja natomiast to wieczny chaos, zmieniające się prawa, zasady, indywidualna interpretacja prawa przez mniej lub bardziej przyjaznych urzędników i inne atrakcje☺
Jest rzeczą normalna, że urzędnik celny na lotnisku na Bali interpretuje zasady inaczej nic celnik w porcie Tanjun Priok. Jako, że bardzo często prawa są zapisywane ogólnie i interpretacja zależy często od widzimisię pana z wąsem, tak charakterystycznego dla indonezyjskich urzędów, powoduje różne interpretacje, a za czym idzie, problemy dla petentów.
Indonezyjczycy te prawne nieścisłości często tłumaczą tym, ze prawo w Indonezji było tworzone przez kolonizatorów z Niderlandów, a Singapur miał szczęście, bo był pod butem Wielkiej Brytanii. Zapominają jednak chyba o tym, ze bycie kolonia brytyjska nie oznaczało automatycznie przejrzystości prawa i dobrobytu, o czym mogą zaświadczyć kasusy Indii, Gany, Tanzanii czy chociażby Sierra Leone, jak i to, ze Indonezja uwolniła się od panowania Wschodnioindyjskiej Kompani Handlowej prawie osiemdziesiąt lat temu, wiec miała już trzy pokolenia na to, żeby pewne sprawy poukładać.
Indonezja i Singapur to dwa światy, i żeby opisać wszystkie różnice pomiędzy krajami, nie starczyłoby kart nie jednej książki. Powyższy tekst jest jedynie swego rodzaju wprowadzenie do tematu, który będą bardzo często poruszał, bo fascynuje mnie osobiście. A, że dane mi było i jest mieszkać w obu krajach, w nich powadzić swoje biznesy i z nimi wiązać moja przyszłość, to wierze, ze będę się w stanie podzielić wieloma ciekawymi spostrzeżeniami, porównaniami i wnioskami na temat obydwu tych fascynujących krajów.